5 lat temu pani Paulina rozwiodła się ze swoim mężem policjantem - ojcem jej córki. Wówczas dziewczynka miała 5 lat i mieszkała ze swoją matką. Każdy z byłych małżonków poukładał sobie życie na nowo. Pani Paulina poznała pana Marcina, z którym zamieszkała.
Po paru miesiącach wspólnego życia z dnia na dzień ich świat się zawalił. - Przyszli policjanci, zatrzymali Marcina, a mi zabrali wszystkie rzeczy. Zabrali telefony, komputer – opowiada pani Paulina. I zaznacza: - Do dzisiaj nie widziałam naszej córki. - Skuli mnie kajdanami i zawieźli na komendę. Tam się zaczęło – opowiada pan Marcin.
Relacja mężczyzny jest wstrząsająca. - Pamiętam uderzenie dużej dłoni w moją twarz. Było tak mocne, że zrzuciło mnie z krzesła. Leżałem na podłodze, kopali mnie po brzuchu i głowie. Mówili, że mam się przyznać. Ale ja nie miałem do czego się przyznać. Nie wiedziałem, o co chodzi. Dopiero po jakimś czasie jeden z policjantów wziął teczkę i zaczął czytać, za co jestem zatrzymany.
- Twierdzili, że dziecko jest molestowane przez Marcina – mówi pani Paulina.
Prokuratura zarzuciła panu Marcinowi molestowanie i czynności seksualne z małoletnią córką pani Pauliny i jej byłego męża. - Tłumaczyłem im, że to element pewnej gry ojca Zosi, który próbował zabrać ją od matki. I znalazł taki sposób – przywołuje pan Marcin.
Dziewczynka z dnia na dzień została odebrana matce i przekazana pod opiekę ojcu, który jest policjantem. - Były mąż dostał pieczę tymczasową na podstawie zgłoszenia o molestowaniu. I ta piecza trwa do dziś. Straciłam kontakt z córką na cztery lata. Były mąż odizolował mnie, pozbawił wszelkich praw do córki – mówi zrozpaczona pani Paulina.
- Sprawa dotyczyła mężczyzny oskarżonego o czyn przeciwko wolności seksualnej, obyczajności osoby małoletniej. Ze względu na dobro osoby małoletniej wchodzenie w szczegóły nie jest możliwe – mówi Bartosz Kilian z Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu.
Poruszająca relacja z więzienia
Pan Marcin trafił do aresztu. - Tam, przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia, musiałem się rozbierać do naga i robić przysiad. Działo się tak, żeby mnie upokorzyć – uważa mężczyzna. I dodaje: - Pamiętam funkcjonariusza, który stał przede mną i mówił: „I co zrobiłeś? My ci teraz pokażemy”. Potrafiły być też przywitania, w cudzysłowie. Całe więzienie krzyczało: „Zabij się, skończ ze sobą! I tak cię dopadniemy!”. Człowiek w tym momencie zastanawia się, czy jest sens w ogóle gdzieś wychodzić. Ja na przykład przez pół roku nie wychodziłem z celi. To był mały pokoik, z okienkiem jak w piwnicy.
- W pewnym momencie wydawało mi się, że zapadają się na mnie ściany. Miałem myśli, że lepiej pójść do kącika, bo tak się nazywa tam toaletę i zakończyć to. Że tak będzie prościej. Ale wtedy ktoś mi mądrze powiedział, że czemu dać policjantowi satysfakcję. Pozbierałem się i walczyłem dalej – mówi pan Marcin.
Rozpoczęła się walka o prawdę, sądy w dwóch instancjach uznały jednak pana Marcina winnym zarzucanych mu czynów. Mężczyzna spędził w więzieniu 2,5 roku. Pojawiły się jednak wątpliwości, co do wiarygodności zeznań dziewczynki.
- W aktach sprawy widnieje list napisany rzekomo przez córkę pana Rafała i pani Pauliny. Jest to pisane ręką dziecka, ale pod dyktando dorosłego – ocenia biegła sądowa Alicja Krupińska, psycholog „Mental Solutions”. - Dziecko, które nie zaczęło pierwszej klasy, pisze list do sądu. Mając 6,5 roku napisała, że jestem złą matką, że u matki działy się złe rzeczy. Według mnie, sama ona tego nie napisała – przekonuje pani Paulina. I zaznacza: - Dziecko nie ma pojęcia, jaki jest adres sądu. Dodatkowo napisane jest: „Do rąk własnych pani prezes”. To świadczy o tym, że dziecko było instruowane.
- Mnie bulwersuje to, że sąd przyjmuje takie dowody tworzone ręką rodzica czy ręką innych osób wokół dziecka. W moim odczuciu to nie są dowody. To są materiały tworzone przez kogoś w jakimś celu – podkreśla Alicja Krupińska.
Spędził 30 miesięcy w więzieniu, potem został uniewinniony
Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, który uchylił poprzednie wyroki i skierował sprawę do ponownego rozpoznania. Kolejne postępowanie przyniosło sensacyjny wyrok – uniewinnienie pana Marcina. - Doszło w treści zeznań do rozbieżności. Te zeznania trudne były do wypowiedzenia przez dziecko w wieku sześciu lat i wręcz były wzbogacane o takie elementy, które bez wątpienia, z uwagi na badania sądowo-lekarskie, wydają się być niemożliwe – mówi Jacek Krawczyk, rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach.
- Sąd odwoławczy uznał, że na treść zeznań pokrzywdzonego dziecka został wywarty wpływ – dodaje sędzia Krawczyk.
Okazało się, że podczas przesłuchania, w tak zwanym niebieskim pokoju, obecny był też ojciec dziecka. To oznacza, że dziecko było świadome, że ojciec tego słucha. - Taki element się pojawił i on absolutnie nie powinien być obecny w trakcie przesłuchania – mówi Jacek Krawczyk.
„Fałszywe oskarżenie o molestowanie”
- Najprostszym sposobem odebrania komuś dziecka jest fałszywe oskarżenie o molestowanie. Ta sytuacja, którą mamy dzisiaj, pokazuje, że zarzut molestowania, który wyszedł z ust ojca, okazał się nieprawdziwy – mówi radca prawny Bartosz Strugaru.
- Nieszczęście dla pana Marcina, który 30 miesięcy przesiedział w więzieniu z łatką pedofila, sprowadził wysoko postawiony policjant. Dziś, mimo że wiemy, że zarzuty okazały się bezpodstawne, a dziecko zmanipulowane, to policjant nadal pełni swoją ważną funkcję – wskazuje reporter Uwagi! Jakub Dreczka.
Jakie jest teraz stanowisko policjanta? Postanowiliśmy zapytać go o to bezpośrednio. Okazało się, że tego dnia funkcjonariusz odpowiadał za zabezpieczenie turnieju koszykówki na hali sportowej. Mężczyzna nie chciał jednak rozmawiać.
Chcieliśmy dowiedzieć się więcej o policjancie i jego zachowaniach. Dlatego spotykaliśmy się z funkcjonariuszem, który zna go osobiście od dłuższego czasu.
- Jest manipulacja, którą on bardzo często stosuje. Manipulacja w stosunku do ludzi – słyszymy.
- On jest obłudny, fałszywy, nie dotrzymuje słowa i dąży po trupach do celu – dodaje mężczyzna.
Co się dzisiaj mówi o sprawie?
- Ludzie przesyłają sobie linki do artykułów, komentują to i większość ma nadzieję, że on poniesie konsekwencje. Dla dobra służby powinien zostać zwolniony. Nie powinien być funkcjonariuszem. Pozbawił córkę widzeń z matką przez cztery lata, a niewinny człowiek odsiedział wyrok, którego nie powinien odsiedzieć – mówi nasz rozmówca.
Co dzisiaj pan Marcin powiedziałby policjantowi?
- Nie ma słów, by opisać, to, co mam w głowie. Może jakby on przeszedł przez to samo co ja, zobaczył, jak to jest, to może by zrozumiał to wszystko, co zrobił. Co mi dałoby spokój? Chyba tylko to, że ludzie, którzy zrobili to mi i dziecku, poniosą konsekwencje. Będzie to ciężkie. To jest policjant – mówi pan Marcin.
- Nie ma dnia, żebym nie myślała o córce. Dzwonię, piszę SMS-y, chodzę do szkoły. Do wychowawcy, żeby zobaczyć, jak dziecko pisze w zeszycie. Ona powinna mieć szczęśliwe dzieciństwo, a nie być wplątana w konflikt – podkreśla pani Paulina.