-Trzeba zacząć od tego, że w 2008 r. Tarnowskie Muzeum Okręgowe otrzymało ofertę zakupu 17 listów Bema, które pisał w latach 1841 – 1845, czyli w okresie kiedy przebywał na emigracji we Francji. Propozycję złożył tarnowskiemu muzeum jeden z antykwariuszy z Bydgoszczy – mówi Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
W związku z chęcią zakupu zbioru wycenianego na niemal 60 tysięcy złotych, muzeum potwierdziło jego autentyczność. Jednocześnie ustaliło, że listy powinny się znajdować w Archiwum Sapiehów biblioteki lwowskiej. Mając też podejrzenie co do sposobu zdobycia listów, powiadomiło prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa paserstwa.
-W toku śledztwa prokuratura kilkakrotnie zwracała się do Narodowej Biblioteki im. Stefanyka w Lwowie, czy dokładnie takie listy posiadała na stanie. Biblioteka ta w 2009 roku odpowiedziała, że nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić owe 17 listów było w jej zasobach. Podobne listy w podobnym okresie są jeszcze w tej bibliotece, ale, czy akurat takie listy znajdowały się, trudno powiedzieć – relacjonuje Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Śledztwo zostało umorzone w 2011 r. Prokuratura zleciła, by biblioteka i antykwariusz dochodzili swoich praw do listów drogą cywilną. Dzięki uzyskanemu oświadczeniu prokuratura mogłaby wydać listy odpowiedniej stronie.
Antykwariusz tłumaczył, że zbiór pism Bema odziedziczył po żonie. Ona natomiast miała je otrzymać od Dory K. zmarłej w 2003 r. na terenie Niemiec.
-Prokuratura wystąpiła do ambasady polskiej w Berlinie celem potwierdzenia właśnie takich okoliczności. Okazało się, że rzeczywiście Dora K. przekazała darowiznę żony owego antykwariusza. W toku śledztwa stwierdzono jednakże, że Dora K. mogła te listy pozyskać również drogą nielegalną. Ustalono, iż korzystała ona ze zbiorów biblioteki lwowskiej i z m.in. tzw. Archiwum Sapiehów oraz listów gen. Bema. Zachodziły więc wątpliwości, czy listy te nie zostały pozyskane drogą nielegalną – tłumaczy Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Archiwum Sapiehów było darem dla biblioteki, przekazanym tuż przed I wojną światową i nigdy nie zostało skatalogowane. Mimo to biblioteka domaga się zwrotu listów, tak samo jak antykwariusz.
-W efekcie więc prokuratura przekazała te listy do tzw. depozytu sądowego. Wystosowano odpowiednie ogłoszenie na tablicy w prokuraturze, które wzywało osoby zainteresowane i uprawnione do ich odbioru. Ponieważ prze 3 lata nikt się nie zgłosił, prokuratura w 2020 r. wystąpiła do sądu o likwidację depozytu. Sąd jednakże, że jeszcze dla spełnienia tutaj przepadku tego depozytu niezbędne jest zamieszczenie odpowiedniego ogłoszenia w Biuletynie Informacji Publicznej na stronie Prokuratury Okręgowej w Tarnowie, co też zostało uczynione – dodaje Mieczysław Sienicki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.
Likwidacja depozytu oznacza przepadnięcie majątku na rzecz skarbu państwa. W związku z tym, jeśli nikt nie zgłosi się po listy, pozostaną one w tarnowskim muzeum, gdzie są obecnie przechowywane przez prokuraturę.