Funkcjonariusz Straży Granicznej wypoczywał ze swoją rodziną na kąpielisku w małopolskim Jurkowie. Gdy zobaczył tonącą dziewczynkę, nie wahając się, wskoczył do wody, aby ją ratować.
Po wyciągnięciu zsiniałej, ale przytomnej 10-latki i przekazaniu jej rodzicom, usłyszał od nich, że także ich druga córka zniknęła pod taflą wody. Przerażeni i zszokowani rodzice dzieci stali w jeziorze, gdzie było jeszcze dno, ponieważ nie umieli pływać.
Funkcjonariusz wskoczył ponownie do wody, aby poszukiwać drugiej dziewczynki, której już nie było widać ani na powierzchni, ani w bardzo mętnej wodzie. Po kilkukrotnym zanurkowaniu poczuł włosy dziecka na swojej łydce. Gdy wyciągnął 14-latkę, już nie oddychała.
Na brzegu podjął resuscytacę krążeniowo-oddechową dziecka w celu przywrócenia funkcji życiowych. Nastolatka odzyskała przytomność, a rodzice, którzy szczęśliwie odetchnęli, mogli zabrać obie córki do szpitala.
W trakcie całej akcji ratowania dzieci nikt z wypoczywających w tym czasie nad tym akwenem wodnym nie zareagował. Funkcjonariusz nie doświadczył jakiejkolwiek pomocy ze strony innych plażowiczów. Zdumiewający jest fakt, że ludzie obserwujący rozpacz rodziców i próbę znalezienia dzieci, nie podjęli się ani udzielenia pomocy funkcjonariuszowi, ani tworzenia tzw. łańcucha życia.
Jesteśmy dumni, że w szeregach Straży Granicznej pełni służbę człowiek, który w tak trudnych okolicznościach nie tylko wykorzystał swoje umiejętności pływackie, ale potrafił zachować zimną krew, a reagując niezwłocznie i skutecznie, ocalił dwa życia - piszą na oficjalnej stronie Straży Granicznej.