- Czuję się skrzywdzona przez wymiar sprawiedliwości. Starałam się przedstawić w sądzie dowody, które świadczą o tym, że ja nie utrudniam kontaktów, tylko że to nasz syn odmawia, to on się boi. W moim odczuciu to zostało zupełnie zlekceważone przez sąd. W ogóle nie wzięto pod uwagę dobra dziecka - mówi pani Izabella, której sąd nakazał zapłacić byłemu mężowi 124 tys. złotych za nierealizowanie widzeń rodzicielskich.
Początek problemów
Pani Izabella mieszka w Szczecinie i jest stomatolożką. Samotnie wychowuje 13-letniego syna, z którego ojcem rozstała się, kiedy chłopiec miał dwa lata.
- Bardzo chciałam, żeby syn miał pełną, kochającą rodzinę, ale niestety się to nam nie udało - mówi pani Izabella.
Kobieta zamieszkała z dzieckiem u swoich rodziców, a sąd zdecydował, że ojciec chłopca będzie mógł się nim zajmować raz w tygodniu i w niektóre dni świąteczne. - Największe problemy zaczęły się, kiedy syn w wieku 4 lat został porwany przez tatę. Z kontaktu 3-godzinnego, który miał się odbyć, syn wrócił po 2,5 tygodnia. Były mąż nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na SMS-y. Z tego, co pamiętam, dziecko wróciło wtedy o godzinie 1 w nocy. Nie tłumaczył, dlaczego tak się wydarzyło - opowiada matka.
- Brakuje mi słów, żeby opisać, jak dziecko wtedy wyglądało, jak się zachowywało. Miałam wrażenie, że to nie moje dziecko. Jakby było za szkłem, w jakimś innym świecie. Miał taki obłęd w oczach, jakby był przerażony, zlękniony - wspomina kobieta.
„Mówił, że źle się czuje u taty”
Zdaniem pani Izabelli, od tamtej pory ustanowione przez sąd kontakty syna z ojcem zamieniły się w koszmar. Jak twierdzi, przede wszystkim dla chłopca.
- Zaczęły się problemy z usypianiem, co chwilę sprawdzał, czy jestem obok. Mówił, że śni mu się coś strasznego, że tata go znowu zabiera. Przez prawie miesiąc nie chciał mnie wypuścić z domu, nawet do pracy. Starałam się z nim rozmawiać i tłumaczyć, że fajnie jest mieć tatę, fajnie się z nim spotykać, porobić coś innego - opowiada pani Izabella.
- Były bóle brzucha, nudności, dochodziło nawet do wymiotów, biegunki, płacz - wymienia kobieta.
- Często, wbrew dziecku, zmuszałam go do tych kontaktów, kiedy był jeszcze mały. Koło 5.-6. roku życia zaczął mówić, że nie chce, że nie czuje się dobrze u taty, że jest mu tam źle - wspomina kobieta i dodaje ze łzami w oczach: - To było dla mnie bolesne, bardzo przykro było tego słuchać.
„Nigdzie z tobą nie pójdę”
- Przestań dzwonić. Tak jak ci mówiłem, nigdy z tobą nie pójdę. Dobrze wiesz, że nie chcę z tobą pójść i wiesz dlaczego. (…) Nigdzie z tobą nie pójdę - mówi na nagraniu syn pani Izabelli podczas rozmowy z ojcem.
Według pani Izabelli, w taki właśnie sposób, od lat, wyglądają spotkania ojca z synem, dziś już 13-letnim. - Boję się, że znowu będzie mnie gdzieś daleko wywoził. Bił, popychał, szarpał, no i straszył. Mówił, że jak czegoś nie zrobię, jak czegoś nie powiem, to nie wrócę do mamy - opowiada chłopak.
Pozew przeciwko matce
Odpowiedzią ojca na te sytuacje, według pani Izabelli, było złożenie pozwu przeciwko niej o niezrealizowane widzenia. Mężczyzna oskarżył ją o tzw. alienację rodzicielską, czyli uniemożliwianie mu kontaktu z dzieckiem i nastawianie syna przeciwko niemu.
Spytaliśmy 13-latka, czy jego zdaniem prawdą jest, że to jego matka namawia go, żeby nie spotykał się z ojcem.
- To jest odwrotnie. Mama właśnie w każdy piątek namawia mnie do tego, żebym wychodził, zachęca mnie, a nawet zmusza. Jak mnie tak zmusza coraz bardziej, to wtedy uciekam do pokoju lub do łazienki i się zamykam, bo nie chcę do niego iść - odpowiada chłopak.
- Dla mnie to też jest olbrzymi stres. Nie jest to dla mnie przyjemna sytuacja, kiedy dziecko tak negatywnie i tak źle wyraża się o swoim tacie - przyznaje kobieta.
124 tys. złotych
W 2017 roku Sąd Rejonowy w Szczecinie umorzył tzw. postępowanie egzekucyjne o zagrożeniu zapłatą. Rok później, sąd okręgowy oddalił zażalenie ojca na tamto postanowienie, ale w sierpniu 2021 roku sąd rejonowy nakazał pani Izabelli zapłacić 1 tys. złotych za każde tzw. niezrealizowane widzenie. Łącznie to ponad 124 tys. złotych.
- Czuję się skrzywdzona przez wymiar sprawiedliwości. Starałam się przedstawić w sądzie dowody, które świadczą o tym, że ja nie utrudniam kontaktów, tylko że to nasz syn odmawia, to on się boi. W moim odczuciu to zostało zupełnie zlekceważone przez sąd. W ogóle nie wzięto pod uwagę dobra dziecka - mówi pani Izabella.
- Mama na pewno się martwi. Widzę jak chodzi do sądu, jak czasem płacze. Jest mi smutno, że mam takiego ojca. Chciałbym, żeby był normalnym ojcem - dodaje 13-latek.
- 124 tysięcy złotych to jest dla mnie kwota niewyobrażalna. To jest kwota, która mnie i syna doprowadzi do ubóstwa. Nie będę miała pieniędzy na podstawowe rzeczy, takie jak np. insulina, czyli lek, który gwarantuje naszemu synowi życie - przyznaje matka chłopca.
- Syn choruje na cukrzycę. Zaniedbanie tego grozi utratą przytomności i zapadnięciem w śpiączkę - mówi kobieta. I dodaje: - Tata wie o chorobie syna. Niestety, nie dokłada się do kosztów leczenia syna, a te koszty są naprawdę znaczące.
„Ojciec nie miał innego wyjścia”
Ojciec chłopca odmówił wywiadu przed kamerą. W jego imieniu wypowiedziała się jego adwokat. - Mój klient od 10 lat toczy batalię w sprawie dotyczącej dziecka i kontaktów z dzieckiem, możliwości bycia z nim. Targają nim tak silne emocje, że nie jest w stanie wypowiedzieć się na ten temat spokojnie - tłumaczy Joanna Budnowska, pełnomocniczka ojca 13-latka.
Czy pozwanie matki dziecka było jedynym rozwiązaniem sytuacji? - W sytuacji tych państwa i narosłego już konfliktu, kiedy wyczerpał już wszystkie możliwości, nie miał innego wyjścia, jak tylko wystąpić do sądu z procedurą związaną z tzw. egzekucją kontaktów z dzieckiem - odpowiada pełnomocniczka.
- Mojemu klientowi nie chodzi o pieniądze, ale o to, aby mama dziecka zaczęła z nim rozmawiać i podjęła z nim wspólny kierunek, który zmierzałby do tego, aby naprawić tę sytuację - dodaje Joanna Budnowska.
Dobro dziecka
Jerzy Pobocha jest psychiatrą i jednym z biegłych sądowych, do których pani Izabella zwróciła się o opinię w sprawie syna. Już wiele lat temu stwierdził, że chłopak cierpi na tzw. lęk separacyjny. Lekarza oburza to, że nakładając karę na matkę chłopca, sąd rejonowy nie wziął pod uwagę tej, ani innych opinii biegłych, u których pani Izabella szukała pomocy.
- W aktualnym stanie psychicznym on nie jest w stanie obywać kontaktów z ojcem - ocenia dr Jerzy Pobocha, psychiatra.
Według pani Izabelli, sąd nie tylko nie wysłuchał biegłych, ale również najważniejszej osoby w tym sporze - jej 13-letniego syna.
Z ojcem chłopca rozmawiała Maria Kucaj, psycholożka dziecięca i biegła sądowa z 48-letnim stażem. - Ta rozmowa nie była owocna, ponieważ gdy pokazywałam mu autentyczne wypowiedzi chłopca lub o nich mówiłam, to on to wszystko negował. Cały czas mówił, że to matka źle nastawia ich syna - mówi Maria Kucaj, psycholog.
- Uważam, że absolutnie nie ma szans, żeby te kontakty teraz się obywały. Moim zdaniem, powinny być prawnie zaniechane, żeby on się wyciszył. Ewentualnie z biegiem czasu można je wznowić, ale będzie to uzależnione od stosunku emocjonalnego tego pana do matki chłopca - ocenia psycholog.
Alienacja rodzicielska
Figura alienacji rodzicielskiej w polskim prawie miała zagwarantować rozwiedzionym rodzicom kontakt z dzieckiem. Ale zdaniem pani Izabelli, w tej sprawie nie bierze się pod uwagę zdania jej syna, na którym ten problem odciska piętno.
- Jak to się ma do dobra dziecka, kiedy ono pod wpływem tego typu działań i ewentualnej zgody sądu na takie postępowanie ojca, ma coraz większe lęki. Co mamy zrobić? Związać go? Znieczulić, narkozę podać? Nie tak się postępuje z dziećmi, które mają lęki - ocenia Jerzy Pobocha, psychiatra.
- Gdybym musiał iść do niego, gdyby ktoś mnie zmusił lub siłą zaciągnął, to myślałem i nadal tak myślę, że bym sobie coś zrobił, żebym nie musiał do niego iść. Taki jedyny ratunek, żebym mógł się od niego uwolnić - mówi 13-latek.
- Moim marzeniem jest, żebyśmy mogli kiedyś normalnie ze sobą porozmawiać, nawet na takie podstawowe rzeczy. Natomiast wydaje mi się, że ciężko będzie osiągnąć ten moment - dodaje pani Izabella.