Jak podaje Główny Urząd Statystyczny, w Polsce jest teraz 2,4 mln rozwodników. To znacznie więcej niż dekadę temu, kiedy było ich 1,6 mln. Od kilku miesięcy Ministerstwo Sprawiedliwości pracowało nad przepisami, które miały utrudnić zakończenie małżeństwa. To pomysł ministra Zbigniewa Ziobry.
Przygotowany przez jego resort projekt ustawy zakładał wprowadzenie narzędzi, których zadaniem miało być scalanie rodzin z małymi dziećmi.
Nowością wśród proponowanych zmian miały być trwające miesiąc rodzinne postępowania informacyjne, które byłyby obowiązkowe dla małżeństw jeszcze przed złożeniem pozwu rozwodowego. Po zakończeniu procedury, już w trakcie procesu, sąd mógłby go zawiesić, jeśli w jego ocenie pojawiłaby się szansa na utrzymanie małżeństwa. Zmiany spowodowałyby również, że sąd miałby obowiązek zaproponowania parze z nieletnim dzieckiem bezpłatnej ugody mediacyjnej.
– Chodzi przede wszystkim o ochronę dzieci, które najbardziej tracą na sprawach rozwodowych. Teraz do sądów trafiają pozwy, które w 10 proc. nie kończą się rozwodem. Liczymy na to, że dzięki mediacjom ten odsetek znacząco się zwiększy. Szacujemy, że skorzysta z nich od 30 do 50 proc. par – tak uzasadniał zmiany wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski.
Zapowiadanej przez resort Ziobry rewolucji jednak nie będzie, a rząd wycofuje się z wprowadzenia zmian. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, decyzję podjęto po masowej krytyce nowych rozwiązań. Przeciwko ich wprowadzeniu była nawet rada legislacyjna działająca przy premierze.
Techniczny problem polegałby na tym, że godzeniem małżonków zajmowaliby się sędziowie, którzy nie są do tego przygotowani.
– Sędziowie nie są od godzenia zwaśnionych małżonków, tylko od czuwania nad prawidłowo przeprowadzoną procedurą, w której dobro dzieci jest na pierwszym miejscu. Ważniejsze jest usprawnienie, a nie ideologizowanie rozwodów – komentuje adwokat Katarzyna Łukasiewicz.