Działania prowadzone są w Sobótce Dolnym Śląsku, a na pomoc ściągnięto nurków z Gdańska. Ich zadaniem jest pomoc w odszukaniu i uratowaniu trzech osób w starej, zalanej wodą kopalni Maria Concordia. Wezwanie do akcji straż pożarna otrzymała w niedzielę w godzinach popołudniowych. Początkowo była mowa o dwóch osobach, które nie wypłynęły na powierzchnię. Jednak po zweryfikowaniu informacji okazało się, że trzeba ratować trzech nurków.
Sześć osób brało udział w kursie doszkalającym z nurkowania. Znajdowali się na głębokości kilkunastu metrów. Czterech nurków wypłynęło na powierzchnię w wyznaczonym czasie. Dwóch tego nie zrobiło. Jeden z instruktorów ponownie zszedł pod wodę, zabierając ze sobą dodatkową butlę z tlenem. On także już nie wypłynął. W sumie pod wodą jest dwóch instruktorów i kursant. Od razu w niedzielę na miejsce wysłano grupę wodno-nurkową i wysokościową dolnośląskiej straży pożarnej. Policja poprosiła o pomoc także płetwonurka ekstremalnego Marcela Korkusia.
W niedzielę nie udało się odnaleźć zaginionych, a akcję w środku nocy przerwano. Została wznowiona w poniedziałek rano. „Woda jest bardzo mętna, widoczność praktycznie równa zeru.” - tłumaczył w niedzielę Tomasz Szwajnos ze straży pożarnej i wyjaśniał, że trzeba było czekać, aż widoczność w kopalni się poprawi. Przyznał, że nie ma informacji świadczących, czy do nurków dotarły butle z tlenem, które wcześniej dostarczył im ich kolega. „Nie wiemy, czy użyli tego dodatkowego sprzętu.” - dodał strażak.
Akcja wygląda tak, że ratownicy zjeżdżają do kopalni około 40 metrów na platformie, a następnie nurkują na głębokość około 15 metrów. Muszą dostać się do bocznego korytarza, gdzie znajdują się nurkowie. W tym momencie kluczowe jest odnalezienie ludzi, a następnie zapadnie decyzja o sposobie ich ewakuacji.