W niedzielę o godzinie 21 na londyńskim stadionie Wembley rozpocznie się mecz finałowy Euro 2020. Zmierzą się w nim reprezentanci Włoch i Anglii. Niezależnie od wyniku, jeśli chodzi o pieniądze, obie drużyny są już wygrane. UEFA część finansowych nagród już podzieliła, ale te najwyższe czekają jeszcze na rozdanie.
Jak na razie europejska federacja wypłaciła krajowym związkom (a te dzielą się pieniędzmi z piłkarzami i szkoleniowcami) w sumie 354 mln euro. UEFA stworzyła jasny system finansowania. Płaci określone pieniądze za każdy wygrany lub zremisowany mecz, oraz za przejście do drugiej fazy turnieju.
I tak, za każde zwycięskie spotkanie na etapie grupowym płaci się 1,5 mln euro. Remis to połowa tej kwoty, a za porażkę nic się nie dostaje. Kolejne 1,5 mln euro to nagroda za wyjście z grupy, a im częściej piłkarze wygrywają, tym bardziej puchnie portfel krajowych federacji piłkarskich.
Awans do ćwierćfinału kosztuje UEFA 2,5 mln euro, a gra w półfinale to 5 mln euro.
I to nie wszystko, bo Anglicy i Włosi w niedzielę na Wembley podzielą między sobą kolejne pieniądze. Reprezentacja, która przegra zainkasuje 7,5 mln euro. Mistrz Europy wróci do domu (Anglicy grają u siebie i nie mają gdzie wracać) z okrągłymi 10 mln euro.
Jak na razie wszystkie mecze wygrali Włosi i zdobyli maksymalne premię. Anglicy są odrobinę gorsi, bo mają na koncie wygrane i jeden remis – ze Szkocją.
Jak na tym tle wypadli Polacy, którzy wrócili do domu już po fazie grupowej? Przywieźli jedynie 750 000 euro za jeden remis z Hiszpanią. Ale dodajmy, że wcześniej PZPN otrzymał 10 mln euro za dostanie się na Euro 2020.