- Przede wszystkim głównym powodem protestu jest niezadowolenie z rządu, z władzy, z tego co się dzieje w rolnictwie, szczególnie że rolnictwo zostało opuszczone szczególnie przez ceny i ceny nawozów. W tej chwili tracimy po prostu płynność finansową, nie mamy jak na wiosnę rozpocząć produkcji - mówił Artur Tabor, rolnik, mieszkaniec Buczyny.
Protest rozpoczął się w Niepołomicach, następnie rolnicy drogą krajową udali się w kierunku Nowego Brzeska przez Wawrzeńczyce. Kulminacyjnym momentem było połączenie się strajku małopolskiego ze świętokrzyskim w Koszycach. Kolejnymi etapami przejazdu było Brzesko, Bochnia, Kłaj i ponownie Niepołomice.
- Myślę, że to, jeżeli media pokazują informacje co się dzieje w polskim rolnictwie, a zwłaszcza dla ludzi z miasta, to jest dla nas bardzo istotne. Ludzie tego nie rozumieją. Chcielibyśmy, żeby zrozumieli nas, zrozumieli rolników, żeby zrozumieli przedsiębiorców, w jakiej obecnie są sytuacji w związku z Polskim Ładem, z zielonym ładem. Chcielibyśmy żeby ludzie o tym wiedzieli, dlaczego my protestujemy. Dzisiejszy strajk jest oczywiście ostrzegawczy, dlatego jest w takiej formie tylko i wyłącznie przejazdowej bez blokady, po to żeby tylko zaznaczyć swoją obecność i to o co walczymy - mówił Paweł Drabik, koordynator małopolskiej Agrounii.
Rolnicy mają główny postulat: chcą rozmawiać z premierem Mateuszem Morawieckim.
- Chcemy osiągnąć lepszą współpracę z rządem. Rząd przede wszystkim nie chce z nami rozmawiać, absolutnie nie podejmuje z nami żadnych działań. Jeżeli rozmawia z nami - to twierdzi, że nie ma problemu. Przez agrounię kilkanaście razy były sygnalizowane różne problemy, łącznie, z tym że do Polski nielegalnie jest przywożona żywność, mówię tutaj w szczególności o warzywach. Tu szczególnie to widać w Małopolsce, na giełdzie i jest tego bardzo dużo, ale pan minister Kowalczyk mówi, że nie ma problemu, to nie istnieje. I to jest w całej Polsce tak samo - wyjaśnił Artur Tabor.
Dodajmy, że to już kolejny ogólnopolski protest rolników.
- Po strajku w Wawrzeńczycach z zeszłego roku odezwały się urzędy, które deklarowały pomoc rolnikom po stratach po gradobiciu. Niestety okazało się, że ani od wojewody, ani od nikogo nie otrzymaliśmy żadnej pomocy. Sprawa została od wojewody przekierowana do Małopolskiej Agencji Rozwoju, Restrukturyzacji Rolnictwa. Zostały przesłane wnioski, które są w ogromnej ilości plików i one wykluczają definitywnie pomoc, która była nam obiecana - dodał Paweł Drabik.
Cała trasa, którą przebiegał małopolski strajk była zabezpieczana przez policję.