Policjanci z Komisariatu Policji Tarnów-Centrum podjęli interwencję wobec nietrzeźwej matki, która „opiekowała się” swoim niespełna 4-miesięcznym synkiem. Dziecko z oznakami wychłodzenia i niedożywienia trafiło do szpitala.
3 stycznia br., w południe tarnowscy policjanci otrzymali informację, że w jednym z mieszkań w mieście może znajdować się nietrzeźwa kobieta, która ma pod opieką swoje maleńkie dziecko. Zgłoszenie pochodziło z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Mielcu, skąd pochodziła 38-letnia matka. Mundurowi postanowili sprawdzić to niepokojąco brzmiące zgłoszenie i natychmiast udali się pod wskazany adres.
Jednak na miejscu, pomimo wielokrotnego pukania nikt nie otwierał drzwi. Wreszcie po długotrwałym dobijaniu się mieszkanie zostało otwarte, a w środku policjanci zastali mężczyznę i 38-latkę z niemowlakiem. Osoby dorosłe były kompletnie pijane. Badanie wykazało, że 46-latek miał w organizmie 2,5 promila alkoholu a kobieta 1,7 promila. W mieszkaniu noszącym ślady libacji panował chłód i bałagan, na podłodze walały się śmieci. Obawiając się o zdrowie niespełna 4-miesięcznego dziecka policjanci wezwali na miejsce załogę pogotowia, która po stwierdzeniu wychłodzenia i niedożywienia maluszka, podjęła decyzję o natychmiastowym przewiezieniu go do szpitala.
Goszczący u siebie matkę z dzieckiem 46-letni jej znajomy został zatrzymany do wytrzeźwienia. Pijana kobieta, która przez cały czas trwania interwencji obrażała i groziła policjantom trafiła do policyjnego aresztu. Jeszcze dziś ma usłyszeć zarzuty. Odpowie za znieważenie i groźby, a po uzyskaniu opinii biegłego, także za narażenie swojego synka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi jej może nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
Najważniejsze jednak, że jej synek jest już bezpieczny i choć trochę wychłodzony przebywa z osobami, przy których nic mu już nie grozi. Kto zaopiekuje się nim po opuszczeniu szpitala, o tym zdecyduje sąd rodzinny.
Trzeba także podziękować pracownicy PCPR-u w Mielcu za czujność, bo dzięki jej zaangażowaniu nie doszło do tragedii.