Do Polski przedostało się już ponad 1,2 mln osób z Ukrainy i codziennie ta liczba jest większa. Przekraczają granicę w województwach lubelskim i podkarpackim. Część uchodźców zostaje tu, część jedzie dalej – w głąb Polski lub do innych krajów. I to dobre rozwiązanie, bo gdyby chcieli zostać na terenie dwóch województw, to momentalnie stałoby się tu za ciasno. Hub, którym stały się te województwa, zapchałby się.
„W ciągu ostatniej nocy 1554 osoby, które uciekły z Ukrainy przed wojną, miały schronienie w miejscach noclegowych przygotowanych przez miasto. Mamy rezerwę miejsc i damy możliwość odpoczynku każdemu, kto tego będzie potrzebować” – poinformował w czwartek rano (10 marca) prezydent Lublina Krzysztof Żuk.
To jednak nie Lublin jest „miastem frontowym”. Stał się nim Chełm leżący jeszcze bliżej Ukrainy. Codziennie docierają tu autokary i pociągi z uchodźcami.
„Uchodźcy, którzy nie mają ustalonego wcześniej miejsca pobytu, w głównej mierze chcą jechać do dużych miast, głównie Warszawy. Co powoduje chaos i „zapchanie” większych miast” – stwierdził prezydent Chełma Jakub Banaszek. I podjął decyzję, że osoby, które nie mają ustalonego wcześniej miejsca pobytu, będę kierowane do tych mniejszych miejscowości. „Ponieważ – i piszę to wprost – to nie "koncert życzeń", a trudna sytuacja i od tej pory wszyscy podlegli mi pracownicy, pełniący funkcje wolontariuszy, wszystkie służby będą kierować uchodźców do podstawionych autokarów do wspomnianych miast. Tylko do miejsc ustalonych z innymi samorządowcami” – tłumaczy Banaszek.
Sklepy
Ale o sklepach... W wielu, można powiedzieć wszystkich we wschodniej Polsce półki sklepowe wyglądają tak, jakby i u nas działo się coś złego. Brakuje wielu produktów. Półki „zieją” pustymi miejscami po wodzie, kosmetykach, pieluchach i podpaskach, słodyczach, bateriach, proszkach do prania... Znikają zazwyczaj tańsze produkty, a droższe zostają na swoich miejscach. Powód jest prosty – wybierając tańsze, można kupić więcej.
Od razu jednak trzeba wyjaśnić, że braki w sklepach zdarzają się popołudniami i wieczorami. Nocami zapasy są uzupełniane i rano półki znowu są pełne.
Taki widok cieszy. Dlaczego? Bo ludzie nie kupują tych rzeczy dla siebie. Nie robią zapasów na wypadek wojny. To wszystko produkty kupione, żeby wypełnić paczki dostarczane do punktów pomocowych. To artykuły masowo wysyłane na Ukrainę. Korzystają z nich zarówno cywile, jak i walczący z Rosją. I dlatego smutny widok pustych półek jest dziś czymś pozytywnym.