Oryginał z 1990 roku był przebojem kinowym, który potem zawładnął telewizją i doczekał się bardzo udanej kontynuacji (i jednego nieudanego nawiązania). „Kevin sam w domu” w salach kinowych zarobił ponad 476 milionów dolarów a jego produkcja kosztowała ok. 18 mln dolarów. Z Macaulaya Culkina obraz uczynił dziecięcą gwiazdę i pozwolił mu zagrać jeszcze w wielu innych filmach. Aktor do tej pory odcina kupny od dawnej sławy.
Świąteczna przygoda rezolutnego dziecka, które musi bronić się przed nieudolnymi przestępcami, została dobrze przyjęta zwłaszcza w Polsce. „Kevin…” i jego kontynuacja stały się świątecznym hitem Polsatu. Kiedy w 2010 okazało się, że stacja nie ma zamiaru pokazać filmu w okresie bożonarodzeniowym, szybko powstała internetowa petycja w tej sprawie. Podpisało ją 49 tysięcy osób, choć są też źródła wskazujące na wyższe liczby. Polsat się ugiął i zapowiedział, że przez kolejne lata film będzie pokazywany w święta.
Teraz ta popkulturowa historia ma nową część. Studio Disney nakręciło współczesną wersję filmu. Nie jest to remake obrazu 1990 roku, tylko raczej reeboot, czyli próba opowiedzenia historii na nowo. W sieci zadebiutował już zwiastun, a film będzie można obejrzeć od 12 listopada na platformie streamingowej.
Tytuł filmu to „Home Sweet Home Alone”, a jego bohaterem jest chłopiec o imieniu Max. Gra go Archie Yates, który w 2019 roku zagrał w „Jojo Rabit”. Musi – tak jak Kevin – strzec domu, bo jego bliscy wyjechali do Japonii. Początkowo dla dziecka czas bez rodziców oznacza ciągłą zabawę, ale sielanka lada moment ma się skończyć. Para rabusiów (tym razem kobieta i mężczyzna) chce dostać się do domu Maksa, aby odzyskać znajdującą się tam rodzinną pamiątkę. Chłopiec musi się przed nimi bronić i robi to w podobny sposób, jak robił to Kevin. Widza czeka zatem popis różnego rodzaju sztuczek i podstępów wykorzystywanych do powstrzymania złoczyńców. W filmie ma wystąpić starszy brat Kevina z 1990 roku. Devin Ratray, który przed laty zagrał Buzza, tym razem wcieli się w postać policjanta. Czy to jedyne tego typu nawiązanie do pierwowzoru? Na to pytanie odpowiedź przyniesie już film.
Pozostaje otwarte pytanie, czy nowa wersja przypadnie widzom do gustu? Dziś trudno o tym przesądzać i na pewno są tacy, którzy już teraz uważają, że na telewizyjne świętości nie można się porywać. Ale w filmowej branży kręcenie remake’ów czy rebootów to już norma. I nie ma znaczenia, czy pierwsze wersje cieszą się nostalgiczną popularnością. Tak przecież uczyniono z filmami „Star Trek”, „Jumanji” czy „Planeta małp” albo z serią o King Kongu. Część z nich wypada bardzo dobrze, jak wspomniana seria o małpach, które przejęły kontrolę nad Ziemią. Inne zanotowały kinową klęskę. Tak było np. z filmem z „Miami Vice” z 2006 r., który miał wykorzystać sentyment do serialu z 1984 roku.