- Najpierw sprawdzamy wszystko, stowarzyszenie, które zajmuje się hodowlą. Adresy, zajmujemy się wszystkim, natomiast później staramy się tam zrobić kontrole - mówi Aleksandra Prytko-Lamot, Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami.
W przypadku braku zgody, na wejście inspektorów na posesję hodowli Towarzystwo występuje do sądu o nakaz prokuratorski.
- Niektórzy hodowcy nas wpuszczą, do niektórych hodowli wejdziemy sami, natomiast do niektórych bez nakazu prokuratorskiego nie wejdziemy. Tam, gdzie nas nie wpuszczą bez nakazu prokuratorskiego, to wiemy już, że dzieje się tam coś złego i robimy wszystko, żeby tam jednak wejść - dodaje Aleksandra Prytko-Lamot.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, może działać dzięki organizowanym zbiórkom, za których sprawą inspektorzy mogą zapewnić bezpieczne otoczenie dla zwierząt, do czasu ich adopcji.
- Oczywiście odbieramy te zwierzęta, to nie jest dla nas tak łatwe, bo wszyscy myślą, że wchodzimy, odbieramy i mamy rasowe pieski. Nie, te wszystkie psy są chore, te wszystkie psy wymagają leczenia i wszystkie psy musimy zabezpieczyć, znaleźć im dom tymczasowy, bo w większości są to zwierzęta, które do decyzji sądu są pod naszą opieką - tłumaczy Aleksandra Prytko-Lamot.
Obawy, które zgłaszają mieszkańcy, są dokładnie sprawdzane przez inspektorów. Z reguły kontrole kończą się postępowaniem sądowym.
- Prawo, ustawa o ochronie zwierząt jest tak skonstruowana, że niestety w tej chwili chroni hodowców. Dla nas to są pseudohodowcy, niestety nie okłamujmy się. Po prostu to są psy, które chowane w szopach, że tak powiem, w stajniach, w stodołach, w urągających warunkach. Po prostu te psy śmierdzą, są w swoich obchodach, nieleczone. Mało tego jeszcze zdarza się nam tak, że lekarze współpracują z hodowcami - mówi Aleksandra Prytko-Lamot.
Najczęściej po kontrolach Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami tak zwane pseudohodowle są zamykane, a inspektorzy wnioskują wtedy o zakazy posiadania zwierząt.