Wrocław. Nietypowa "afera" we wrocławskim urzędzie miasta. Chodzi o mieszkającego tam od prawie czterech lat kota Wrocka, który - zanim przygarnął go prezydent Jacek Sutryk - błąkał się porzucony ma dworcu.
I choć nie ma przepisów zabraniających trzymania czworonogów w tego typu miejscach, obecność kota w ratuszu tak zaniepokoiła jakiegoś obywatela, że o swoich obawach zawiadomił sanepid. Dociekliwy i troskliwy mieszkaniec martwił się, czy Wrocek ma w urzędzie godne kota warunki, ale wziął też w obronę petentów cierpiących na alergię na sierść lub po prostu obawiających się kocich pazurów. A te, jak wiadomo, są postrachem wszelkich poszyć tapicerskich, a i ciągłość skóry ludzkiej naruszyć potrafią niezgorzej.
Dyrektor sanepidu skargę przeczytał i nadał sprawie bieg. Sprawdzono, czy Wrockowi w ratuszu jest komfortowo i upewniono się, że dokumentację medyczną ma w porządku. Zaś wywołany do odpowiedzi prezydent Jacek Sutryk podkreśla, że zwierzęta w miejscach publicznych łagodzą obyczaje, a Wrocek przyjął już w jego towarzystwie dziesiątki, jeśli nie setki petentów i interesantów, choć tacy, którzy się go obawiają, mogą spotkać się z samym prezydentem na osobności.