Pani Marzena prowadzi nieduży sklep z artykułami spożywczymi i kosmetykami. Ma około 550 rodzajów produktów. Miesięczny obrót wynosi 30-35 tys. zł. Po odliczeniu kosztów, zatowarowaniu, opłaceniu podatków zostaje jej około 3-5 tys. zł zysku w zależności od miesiąca. – Jeżeli teraz miałabym zapłacić wysoką karę, to nie miałabym z czego. Zbankrutuję – mówi. Tę karę może wymierzyć Państwowa Inspekcja Handlowa.
To ta instytucja, która podlega Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów, rozpoczęła właśnie kontrole w sklepach. Działanie ma związek z zapowiedzianą obniżką podatku VAT (do 0 proc.) na wiele produktów spożywczych. Zgodnie z założeniami Tarczy Antyinflacyjnej i walki z drożyzną od 1 lutego niższy VAT ma obowiązywać m.in. na pieczywo, produkty mleczne, mięso i wędliny, soki, wodę...
Inspekcja Handlowa ma sprawdzić, czy ceny zostaną obniżone (choć nie jest to wymóg prawny), a co ważniejsze – ma kontrolować, czy tuż przed wejściem w życie niższego VAT-u handlowcy nie podnoszą cen, żeby za kilka dni obniżyć je do obecnego poziomu. Wówczas tarcza nie da oczekiwanych efektów.
Wszystkie znaczące sieci handlowe, np. Lidl czy Biedronka, zadeklarowały, że od lutego obniżą ceny o VAT. Tyle że na początku tego tygodnia Biedronka podniosła ceny na wiele produktów. Głośnym echem odbiły się zmiany dotyczące m.in. ceny mleka (10 groszy droższe), chleba tostowego (50 groszy), fileta z kurczaka (95 groszy). Od razu zareagował UOKiK, zapowiadając kontrolę także w marketach tej sieci.
Na jakiej podstawie kary mają być wymierzane? UOKiK powołuje się na art. 24 Ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Wskazuje on np. że „przez praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów rozumie się godzące w nie sprzeczne z prawem lub dobrymi obyczajami zachowanie przedsiębiorcy”. Jaka kara może zostać wymierzona? Spora, bo przepisy przewidują, że może sięgnąć nawet 10 proc. rocznego obrotu firmy.
Wróćmy jeszcze do pani Marzeny. W jej przypadku, zakładając miesięczny obrót na poziomie 30 tys. zł, kara może maksymalnie wynieść 36 tys. zł. – To byłby dramat – mówi nam właścicielka sklepu. – Opłaty za gaz rosną, za prąd rosną, za wynajem powierzchni rosną, a nie będziemy mogli tego zbilansować wyższymi cenami. To prosta droga do zamknięcia wielu interesów – komentuje.