Karolina była zwyczajną, radosną nastolatką, gdy nagle, w wieku 12 lat, pojawiła się u niej uporczywa gorączka. Lekarze bezradnie rozkładali ręce, bo objawy były podobne do grypy. Po miesiącu na jej policzku wystąpił charakterystyczny dla tzw. tocznia układowego (rzadkiej choroby immunologicznej) rumień w kształcie motyla. - Wtedy lekarze już wiedzieli z czym mają do czynienia. Przez 22 lata funkcjonowałam z ograniczeniami, bo nie wolno mi było np. wychodzić na słońce, lecz w miarę normalnie, bo czym nastąpiło załamanie. Do szpitala weszłam jeszcze o własnych nogach, lecz wyjechałam na wózku. Otarłam się o śmierć, choroba dosłownie zatrzymała się na ostatnim z moich kręgów. By mnie uratować potrzebne były m.in. chemioterapia, przetaczanie krwi, a potem długotrwała rehabilitacja – opowiada Karolina. - Jak to przyjęłam? Dramatycznie, ja nigdy nie pogodziłam się z tą sytuacją, nie ma we mnie akceptacji dla niej! - dodaje, nie kryjąc emocji.
Rodzice Karoliny i ona sama poruszyli niebo i ziemię, by ją ratować. Przez przypadek, tzw. pocztą pantoflową dowiedzieli się, że jedyną szansą na to, by stanęła na nogi jest kosztowna operacja wszczepienia stymulatorów w Szwajcarii. - Napisaliśmy do firm w regionie tarnowskim, poprosiliśmy rodzinę i znajomych, wreszcie ogłosiliśmy zbiórkę na portalu „się pomaga”. Mamy ponad 70 tysięcy złotych ze zbiórki internetowej, a potrzeba 320 tysięcy złotych. Jeśli do najbliższego piątku, 6 sierpnia, pieniędzy nie będzie na koncie szpitala w Szwajcarii, termin mojej operacji zostanie przełożony na nie wiadomo kiedy. Jeśli na dodatek, za chwilę, wejdą w życie obostrzenia dotyczące zamknięcia granic, to moja szansa na to, zacząć chodzić, znacznie się oddali – mówi Karolina.
Mimo swojej niedoli, Karolina wraz z mężem pracują. Ona, ze względu na chorobę, zdalnie w firmie spedycyjnej. Za swoje pieniądze kupuje wszystkie rehabilitacyjne sprzęty i lekarstwa, bo nie chce być obciążeniem dla innych. - Dom jest nieprzystosowany do osoby na wózku inwalidzkiej. Wymagam pomocy przy niemal każdej czynności, żeby znaleźć się na dole, ktoś musi mnie przenosić. Mój tato i mąż mają już coraz mniej siły. Nie chcę być ciężarem dla innych – mówi ze wzruszeniem, lecz twardo Karolina.
Jest przekonana, że trudny los, który ją doświadczył, może się odmienić, wie też, że dobro wraca, dlatego prosi o pomoc. - To moja ostatnia szansa. Nie mam siły już płakać, nie chcę, by płakali wszyscy wokół, pozostaje mi prosić o wsparcie. Może i ja, kiedyś, będę w stanie komuś pomóc – kończy.
Pieniądze na operację Karoliny można wpłacać także na jej konto: 24102049550000710202691848.