Oficer dyżurny nadzorujący wczoraj po południu pracę policjantów z Tarnowa odebrał telefon, który mógł zmrozić krew w żyłach i śmiało przyprawić o palpitacje serca. Młodziutki głos w słuchawce poinformował, że na terenie północnych obrzeżach miasta, z zasypanego dołu wystaje fragment dziecięcej ręki. Po sprawdzeniu przez mundurowych okazało się, że to nic innego jak … ślimaki
12-latek, który wybrał się z kolegą na spacer do lasku Lipie. Chłopcy zapuścili się dość daleko i kiedy znajdowali się w środku gęstwiny zauważyli na wpół zasypany dół. Pewnie przeszli by obok niego obojętnie, gdyby nie to, że jak twierdzili wystawały z niego ludzie palce. Na taki widok wystraszeni nie na żarty nastolatkowie zaczęli uciekać. Będąc przekonani, że mają do czynienia z zakopanymi zwłokami dziecka, zrobili to co tej sytuacji należało. Wykręcili numer alarmowy i o przerażającym znalezisk opowiedzieli policjantowi. Zapewnili przy tym, że pomogą mundurowym i będą czekać na ich przyjazd w umówionym miejscu. I dokładnie z tego miejsca odebrali ich policjanci, którzy po przejęciu takiego zgłoszenia, pojawili się na miejscu w mgnieniu oka.
Razem z chłopcami udali się w stronę, gdzie przed chwilą chłopcy znaleźli część ludzkiej dłoni. Jednak oprócz ślimaków, nic innego tam nie było. Po gruntowym sprawdzeniu całej okolicy okazało się, że chłopcy wzięli popularne w ostatnich latach w Polsce, uciążliwe mięczaki, śliniki luzytańskie za ludzie palce. A, że w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach padłej w pobliżu sarny, byli święcie przekonani, że odkryli ukryte przez zabójcę zwłoki dziecka.