Czym jest „lex Kaczyński”?
Tak potocznie został nazywany projekt ustawy, któremu patronował szef PiS-u Jarosław Kaczyński. Gdyby wszedł w życie, pracodawcy mogliby bezpłatnie testować swoich pracowników na obecność koronawirusa i żądać od nich informacji o wyniku badania. A pracownicy, którzy dowiedliby, że do zakażenia doszło w miejscu pracy, mogliby donosić na siebie nawzajem i domagać się odszkodowania. Dlatego też projekt dorobił się także drugiej, nieco ironicznej nazwy – „lex konfident”.
Głosowanie w sprawie ustawy
We wtorkowy wieczór w sejmie doszło do pierwszego czytania projektu tej ustawy. Zdecydowaną większością głosów sejm go odrzucił. Minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk był jednym z posłów, którzy brali udział w tym głosowaniu, mimo że fizycznie nie było go na sali obrad. Skorzystał – jak sam powiedział – z możliwości głosowania zdalnego – mógł zrobić to z dowolnego miejsca.
Polityk podszedł do sprawy kreatywnie. W tym samym czasie w studiu TVP, gdzie udzielał wywiadu Danucie Holeckiej. Pomiędzy pytaniami, m.in. o igrzyska olimpijskie w Pekinie, działalność Społecznej Rady Sportu i ogólne plany jego resortu, Bortniczuk regularnie spoglądał na leżący przed nim tablet. W pewnym momencie wykonał ruch, który część widzów natychmiast powiązała z głosowaniem. I miała rację.
Robię, bo mogę
Tygodnik „Wprost” zapytał ministra o to, czy tak było. W krótkim sms-ie Bortniczuk odpowiedział: „Tak. Skoro są takie możliwości, to dlaczego miałbym ich nie wykorzystać?”. Do zdalnego głosowania na antenie szef resortu odniósł się również na Twitterze. „Mam podzielną uwagę” – napisał.